11 listopada na Słowacji to nie tylko dzień świętego, który podzielił się płaszczem z żebrakiem. To też moment, gdy wszyscy zerkają w niebo.
Ach, Słowacja! Kraj malowniczych Tatr, pysznych halušek i... niezwykle trafnych pranostyk, czyli ludowych przepowiedni pogodowych. Jedna z nich, związana z uroczystością św. Marcina (11 listopada), jest znana chyba każdemu:
„Svätý Martin chodí na bielom koni” (Święty Marcin przybywa na białym koniu)
Brzmi poetycko, prawda? Ten obraz rycerza na śnieżnobiałym rumaku zwiastował niegdyś nadejście prawdziwej zimy i pierwszy, solidny śnieg w niższych partiach kraju. To był sygnał, że prace w polu dobiegły końca, a pora na ciepło kominka. Ale... w praktyce – od lat raczej przyjeżdża chyba na rowerze, i to na dodatek w krótkim rękawku. 😉
Od żołnierza do świętego (i meteorologa z przypadku)
Legenda o świętym Martinie [Marcinie] sięga IV wieku. Według różnych źródeł Martin urodził się w 316 r. n.e. w Sabarii (dzisiejsze Szombathely na Węgrzech). Jego ojciec był żołnierzem legionów rzymskich, więc po ukończeniu 15 lat wstąpił do armii. Pewnego dnia, podczas służby w mroźną zimę, spotkał zamarzniętego żebraka i podzielił się z nim swoim płaszczem. Tej samej nocy we śnie ukazał mu się Jezus, który miał na sobie właśnie tę połowę płaszcza, którą podarował mu Martin. Doświadczenie to wywarło na Martinie głębokie wrażenie, dlatego postanowił przyjąć chrześcijaństwo. Imię Martin pochodzi od łacińskiego boga wojny i opiekuna Martinusa.
Opuścił armię i przez pewien czas żył jako pustelnik. Następnie dołączył do biskupa Hilarego we Francji, został księdzem i rozpoczął swoją chrześcijańską drogę. Przez całe życie był lubiany przez biednych i zwykłych ludzi, a nielubiany przez bogatych. Uważany jest za patrona żołnierzy, jeźdźców, koni, kowali, winiarzy i wielu innych.
Biskup Martin z Tours dożył ponad 80 lat. Zmarł 8 listopada 397 roku w Candes koło Tours podczas jednej ze swoich podróży misyjnych.
Pochowano go 11 listopada (według kalendarza juliańskiego, czyli w dzisiejszym liczeniu – 18 listopada). I tu tkwi pierwszy haczyk: to właśnie ten późniejszy termin był kiedyś bardziej „śnieżny”. W czasach, gdy przysłowie Martin prichádza na bielom koni się rodziło, listopad był już zimowy, a koniec prac na polach – faktem.
Pranostika, czyli prognoza po chłopsku
Martin na białym koniu to jedno z najbardziej znanych słowackich powiedzeń meteorologicznych. Dla dawnych rolników było niczym kalendarz pogodowy – zwiastun końca jesieni i początku zimy. Wraz z nim pojawiały się również inne przysłowia:
Na svätého Martina kúri sa už z komína
Ak príde Martin na bielom koni, metelica metelicu honí.
Dážď martinský znamená mráz a suchotu.
Keď na Martina list zo stromu neopadol, môžeme čakať tuhú zimu.
Keď na Martina prší a zamrzne, škodí to oziminám a pôsobí drahotu.
Keď padá na Martina, aj Veľká noc príde na bielom koni.
Marcin jak nebude na Všechsvatých moci, tak príde dozaista na Marcina v noci.
Martin už na sivkovi prijazdí.
Martinský sneh je planý na oziminy.
Na Martina medveď líha.
Na svätého Martina drž sa, synku, komína.
Po Martine už zima nežartuje.
Svätý Martin chodí na bielom koni, ak príde na sivom koni (hmly), bude zima striedavá, ak na žltom (sucho), príde tuhá zima.
Svieti-li na Martina slnce jasné, to tuhú zimu znamená.
Martin, Klement, Katarína, raz je teplo a raz zima.
Wszystko to oznaczało jedno: zima za pasem, schowaj pług, wyciągnij kożuch.
Biały koń miał być metaforą nagłego nadejścia zimy – pierwszego śniegu, który przykrywał pola i drogi. W regionach nizinnych pierwsze płatki często pojawiały się właśnie w połowie listopada. Przynajmniej wtedy, gdy klimat jeszcze współpracował.
A dziś? Koń ugrzązł w błocie (albo stoi w stajni)
Z danych Słowackiego Instytutu Hydrometeorologicznego wynika, że szansa na śnieg w nizinach 11 listopada wynosi dziś zaledwie… 9%. Trwała pokrywa śnieżna? 0%.
Jak złośliwie zauważył jeden z meteorologów, to mniej niż zawartość alkoholu we krwi świętujących Martinów w swoje imieniny.
W 2021 roku hydrolodzy z Akademii Nauk policzyli, że na Liptowie w ciągu ostatnich 33 lat padał śnieg dokładnie cztery razy w dniu św. Marcina. Statystycznie więc Martin na białym koniu przyjeżdża tam raz na osiem lat – i to tylko na chwilę, zanim śnieg stopnieje.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź nie jest romantyczna: zmiana klimatu. Zimy przychodzą później, a listopady są coraz cieplejsze – często z temperaturami powyżej 10°C, wczoraj na Słowacji było od 8°C do 11°C. Martin, jeśli już rusza w drogę, to raczej na rowerze niż w białym rumaku.
Dziś biały koń jest raczej szary
Z biegiem czasu przysłowie o białym koniu stało się czymś w rodzaju pogodowego memu. Co roku pojawiają się memy i komentarze: „Martin nie dojechał, koń w serwisie”, „Koń ugrzązł w błocie” albo „Martin przyszedł Uberem”.
W czasach globalnego ocieplenia święty Martin na białym koniu to raczej już tylko symbol dawnych zim – tych, które przychodziły nagle, mroziły okna i skrzypiały pod butami. Niemniej 11 listopada to na Słowacji nie tylko dzień przysłowia, ale też czas świętowania. Tradycyjnie pieczono wtedy gęś (bo kończył się rok pracy i zaczynał adwentowy post), a w winnicach otwierano pierwsze młode wino. W niektórych regionach obchodzono też procesje ze światłami – symbolizujące dobroć i hojność świętego.
Może i Martin nie przyjeżdża już na białym koniu, ale wciąż przypomina, że warto podzielić się płaszczem – choćby metaforycznym. Bo trochę ciepła – tego ludzkiego – przyda się nam wszystkim bardziej niż śnieg.


Brak komentarzy: